Po wystarczającym zwiedzeniu Kapsztadu jako miasta kontynuujemy naszą wycieczkę po Półwyspie Przylądkowym. Czy przegapiliście nasz pierwszy blog o Republice Południowej Afryki? Możesz to zrobić tutaj przeczytaj z powrotem.
My (Cor i Grietje van Podróż bez strachu), podróżować z nasz kamper Toyota Hilux 4×4. Kontynent afrykański jest mekką dla 'lądem' z wieloma trudnymi trasami i pięknymi miejscami docelowymi. Pierwszy afrykański kraj, który odwiedziliśmy podczas naszej podróży do Republika Południowej Afryki jest obecny Maroko, śledzony przez Mauretania, Senegal, Mali, Gwinea, Sierra Leone, Liberia, Wybrzeże Kości Słoniowej en Ghana. Po międzylądowaniu w Holandii kontynuujemy naszą lądową podróż przez Afrykę. Jechaliśmy dalej Iść, Benin, Nigeria, Kamerun, Gabon, Kongo-Brazzaville, Angola, Zambia en Botswany.
Kontynuujemy drugą część naszej wycieczki Republika Południowej Afryki. Jak już do tego przywykłeś, zaczynasz teraz ponownie oglądać wideo.
Lwia Głowa
Najpierw wybieramy się na wycieczkę na Lionshead, piękny szczyt górski, z którego roztacza się piękny widok na miasto. Trasa zaczyna się na wysokości około 300 metrów, a szczyt znajduje się na wysokości 669 metrów. Pierwsza część wspinaczki jest dość łatwa, ale ostatnia część naprawdę wymaga pracy rąk i nóg po skałach. Gdzieniegdzie w najbardziej stromych partiach pomagają nam liny i schody.
Rozwiązanie następuje na szczycie, uczucie satysfakcji ze wspinaczki jest również nagradzane fantastycznym widokiem na Kapsztad i wybrzeże. Sąsiednia Góra Stołowa jest jeszcze wyższa (ponad tysiąc metrów), ale odwiedzimy ją później.
Chapman's Peak Drive
Z Lionshead w kierunku południowym należy automatycznie jechać przez Chapman's Peakdrive. Droga wzdłuż wybrzeża o długości około 10 kilometrów z pięknymi widokami na wybrzeże. Ta droga, za którą trzeba zapłacić, jest zdecydowanie tego warta, ale szczerze mówiąc, dla nas większym wyzwaniem było włoskie wybrzeże Amalfi i australijska Great Ocean Road.
Przylądek Dobrej Nadziei
Za Chapman's Peakdrive znajduje się odcinek równiny, który zamienia się w ostatnie południowe góry Półwyspu Przylądkowego. Miejsce ikoniczne i historyczne. Miejsce, w którym wylądowali pierwsi europejscy żeglarze. Ale także miejsce, gdzie statki musiały zmienić kurs, aby ominąć zakręt. Ze względu na zmieniające się obecne i bardzo zmienne warunki pogodowe okazało się to zbyt trudne dla niektórych statków i utknęły tutaj.
Za rogiem znajduje się False Bay, zapierająca dech w piersiach piękna. Ale pułapka dla żeglarzy tamtych czasów. Myśleli, że mogą kontynuować żeglowanie „za rogiem”, ale niechcący wylądowali w dużej zatoce. To wyjaśnia nazwę.
Na najbardziej wysuniętym na południe krańcu można wybrać się na różne trasy spacerowe, w tym do zabytkowej latarni morskiej. Przyspieszyliśmy jeszcze trochę i zeszliśmy na poziom morza, gdzie zjedliśmy lunch na plaży.
Pingwiny
Z południowego krańca wspinamy się ponownie wschodnią stroną. Nocowanie tutaj jest dość uciążliwe. Nie ma prawie żadnych kempingów. A jeśli znajdziesz, musisz zarezerwować z wyprzedzeniem lub zarezerwować co najmniej 2 dni z rzędu. To nie w naszym guście. Trzeba tu uważać z dzikim biwakowaniem. Nie ma odpowiednich miejsc, a czai się przestępczość.
Jednak znajdujemy miejsce na dużym parkingu, gdzie pomyślano nawet o toaletach i miejscach do grillowania. Dopóki nie przyjdzie prywatnie wynajęty ochroniarz i nie powie Ci, że grillowanie jest zabronione. Nowe zasady... zapomnieli usunąć obszary braai. Ale dostajemy pozwolenie na spędzenie tam nocy. To jest piękne! Nieco dalej znajduje się kolonia pingwinów. Zbudowano promenadę, dzięki czemu można oglądać z bliska najsłodsze stworzenia. Jakie one są urocze. Pingwiny afrykańskie są tu endemitami.
góra stołowa
Tak, „must see” Republiki Południowej Afryki. Czekamy dzień na wejście w górę, jest pochmurno. Ale następnego dnia jest już w miarę jasno i postanawiamy się zafundować… zamiast 600-metrowej wędrówki wybieramy kolejkę linową.
Jest to tętniąca życiem atrakcja turystyczna, autobusy pełne gości wsiadają do kolejki linowej, aby podziwiać widoki na Kapsztad. Po dotarciu na szczyt ruszamy na spacer po płaskowyżu. Fajną rzeczą jest to, że rzeczywiście masz piękne widoki ze wszystkich stron (nozw). Koniecznie trzeba zobaczyć Górę Stołową z góry!
(Jesień w) Stellenbosch
Po dokonaniu drobnej naprawy samochodu opuszczamy aglomerację Kapsztadu.
Nie tak daleko, bo nieco dalej znajduje się Stellenbosch. Duża wioska znana najbardziej z licznych winnic. Wieś położona jest w środku obszaru, na którym panują doskonałe warunki do uprawy winorośli. Dlatego wina są wysyłane na cały świat.
Centrum wioski jest pełne atrakcji, z ładnymi sklepami, restauracjami i tarasami. Uderzająca jest duża liczba białych. Dopiero na zewnętrznym skraju wsi widzimy miasteczko.
Wieś słynie także ze znanego na całym świecie i cenionego uniwersytetu. Uczelnia przyciąga studentów ze wszystkich stron świata.
Tu jest zima. Powiedzielibyśmy, że jesień. Dużo poniżej dwudziestu stopni i silny wiatr, przez który ulice wiają liście.
Ale i tak wspaniale jest odpocząć na tarasie przy lampce wina i ogrzewaczu tarasowym.
Stellenbosch na rowerze górskim
Niedaleko Stellenbosch znajduje się fantastyczny obszar górski z wieloma trasami MTB, Jonkershoek. W samej miejscowości można wypożyczyć rowery górskie...elektryczne...to na pewno! Jazda na rowerze, podobnie jak spacer, daje poczucie, że jesteś bliżej otoczenia, co jest cudowne. Pomimo napędu elektrycznego, nadal jest to dość długa trasa po skalistych ścieżkach w górę. Ale widok staje się coraz piękniejszy. Podobnie jak w przypadku narciarstwa, istnieją cztery poziomy: zielony, niebieski, czerwony i czarny. Wybieramy kolor niebieski. Zmęczeni, ale usatysfakcjonowani dochodzimy do górnej części trasy, z której roztacza się piękny widok na Stellenbosch. Wtedy zjazd w dół wydaje się łatwy, ale tak nie jest. To kwestia hamowania w odpowiednim momencie, nie za mocno, nie za delikatnie. Bez szwanku docieramy do doliny, gdzie częstujemy się kawą i kanapką, a pawiany radośnie bawią się wokół nas.
Franschhoek
Nieco dalej niż Stellenbosch, w tym samym regionie winiarskim, leży Franschhoek. Na pierwszy rzut oka wydaje się jeszcze ładniejszy, bogatszy, bielszy i bardziej turystyczny niż Stellenbosch. Wśród wielu winnic i luksusowych winiarni blaszane dachy miasteczka odbijają się w słońcu.
Udajemy się na spacer na jeden z wyższych szczytów „Rezerwatu Przyrody Mont Rochelle”, Perdekop o wysokości 1575 m n.p.m.
Jest dość pochmurno i idziemy we mgle. Ale nie na długo. Wynurzamy się ponad chmury w piękny słoneczny obszar górski. Widoki są oszałamiające, a na Perdekop jemy kanapkę.
Gościnność, najwyższy poziom
Podczas naszych wycieczek jesteśmy regularnie zapraszani do domów ludzi, aby coś zjeść, przespać się lub wypić drinka.
Często robiła to lokalna ludność w Maroku i krajach Afryki Zachodniej. Ale (biała) Republika Południowej Afryki idzie dalej. Często pyta się nas o nasz kamper w połączeniu z holenderską tablicą rejestracyjną. Kiedy mówimy im, że opuściliśmy Holandię i jesteśmy w trasie już od dwóch lat, patrzą na nas dziwnie i mija trochę czasu, zanim piłka opadnie. Od tego momentu zaczęły płynąć pytania.
Podczas spaceru w pobliżu Franschhoek spotkaliśmy rodzinę, która zaprosiła nas na swoje gospodarstwo oddalone o 80 kilometrów. Nie można tego nazwać szaleństwem, w przeciwnym razie nam to zaoferowali. Jedzenie, picie, spanie i branie prysznica w ich pensjonacie. I nie było problemu z zrobieniem prania. Trudno było nam odrzucić zaproszenie Tjokkiego i Dalene, mimo że planowaliśmy inny kierunek podróży.
Po przybyciu na ich farmę, do której musieliśmy przejść przez piękną przełęcz Bainskloof, czekało nas najgorętsze powitanie, jakie kiedykolwiek istniało. Dla Tjokkie i Dalene nic nie było zbyt wiele.
Zastanawiasz się, skąd bierze się gościnność. W dużej mierze można to wytłumaczyć ich ogromną dumą ze swojego kraju. Co więcej, liczy się nasze pochodzenie i być może zainteresowanie naszymi historiami z podróży.
Po przybyciu na miejsce w porze lunchu pyszny talerz jedzenia był gotowy, złożony z lokalnych składników, pieczołowicie przygotowany przez Dalene. Zostaliśmy zaskoczeni pyszną butelką czerwonego wina i na koniec popołudnia wybraliśmy się z parą na zwiedzanie farmy na grzbiecie „bakkie”. Dużo rozmawiali o uprawie winogron i brzoskwiń.
Ale także o fantastycznej przyrodzie na tyłach farmy u podnóża potężnych gór.
I niestety o kradzieży miedzi, która nęka ich od tygodni. Złodzieje kradną ogromne odcinki miedzianych kabli ze słupów wysokiego napięcia, regularnie pozostawiając je bez prądu.
Tjokkie i Dalene, nigdy Was nie zapomnimy! Dziękuję!
Przylądek Agulhas (wtorek 28 maja 2024 r.)
Podróż trwa dalej do najbardziej wysuniętego na południe krańca kontynentu. Samo miejsce nie jest bardziej wyjątkowe niż reszta pięknego południowego wybrzeża. Mimo to jest to moment niezapomniany. Około 2 lata temu wciąż byliśmy na Przylądku Północnym, a w międzyczasie odwiedziliśmy ponad 30 krajów. Oczywiście robimy niezbędne zdjęcia.
Ale miejsce to jest wyjątkowe także z innego powodu. Oficjalnie to tutaj przebiega granica między Oceanem Atlantyckim i Indyjskim.
Dla urozmaicenia powstał betonowy pomnik z mapą Afryki. Całość leży na ziemi z płaskorzeźbą i w ogóle. Od północy do południa mierzy 18 metrów i można po niej chodzić.
Chętnie to robimy. Fantastycznie jest zobaczyć nasze doświadczenia z podróży na ogromnej mapie. Góry i rzeki są pięknie pokazane, a my już czekamy na podróż wschodnią stroną w kierunku Bliskiego Wschodu.
Bontebok NP
W głębi lądu, w pobliżu Swellendam, znajduje się najmniejszy park narodowy Republiki Południowej Afryki. Mały, ale bardzo ładny, że tak powiem.
Głównym powodem powstania parku jest bontebok. W 1931 r., kiedy założono park, pozostało jedynie 17 egzemplarzy. Liczba ta ponownie wzrosła do około 200. Bardzo wyjątkowe, takie zwierzę, którego nie można spotkać nigdzie indziej na świecie. Park jest bardzo ładnie rozplanowany, z dobrze utrzymanymi drogami i naprawdę idealnym kempingiem! Przez park przepływa rzeka Breede i zawsze kwitnie jakiś rodzaj fynbos. Warto odwiedzić.
Jaskinie Cango, Oudtshoorn
Droga do mistrzów Cango w pobliżu Oudtshoorn (R62) jest naprawdę wspaniała. Cieszymy się każdym metrem. Wszystko jest bardzo zróżnicowane, z wysokimi górami, jaśniejszymi wzgórzami, wieloma rodzajami roślinności i odrobiną rolnictwa. Mijamy kilka przełęczy, w tym Tradouwpass, gdzie oczywiście robimy kilka przystanków fotograficznych.
A następnie odwiedzamy słynne jaskinie Cango. Nigdy o tym nie słyszeliśmy i z pewnością nie było to na naszej liście rzeczy do zrobienia. Ale po kilku entuzjastycznych historiach i obejrzeniu broszury postanowiliśmy rzucić okiem. Cóż, było warto. Niesamowity! Po przybyciu do kompleksu od razu widać z dużego parkingu autobusowego, że jest to ogromna atrakcja turystyczna. Słusznie! Mieliśmy szczęście, że byliśmy w grupie 8 osób i dlatego jest to bardzo zrozumiałe. Bardzo przyjazny przewodnik poprowadził nas przez różne pokoje ze stalaktytami (zwisającymi z sufitu) i stalagmitami (stojącymi na ziemi).
Opowiadał o jego początkach sprzed około 800.000 XNUMX lat i o jego dawnym zamieszkiwaniu przez San, buszmenów z przeszłości.
Zaletą tej wycieczki jest to, że jest pełna przygód. Aby dostać się do następnego pomieszczenia, trzeba przejść bardzo wąskimi korytarzami, często z rękami i nogami. Z powodu niechętnej do współpracy nogi Cor musiał opuścić jeden z pokoi.
Strusie
Region wokół Oudtshoorn słynie z wielu farm strusi. Pierwotnie strusie hodowano dla mięsa i skóry. Ale dodatkowo dodano całą gałąź turystyczną. Dziś można wybrać się na prawdziwe safari na farmie strusi, stanąć na jajku czy przejechać się na grzbiecie nielotnego ptaka. To drugie jest dość dyskusyjne, ponieważ zwierzęta nie są zbudowane do noszenia ludzi. Nie odwiedzamy takiej farmy, ale robimy zdjęcia zwierzętom i jemy obiad z stekiem ze strusia w restauracji.
Surykatki (Syurykatki)
W Oudtshoorn można zarezerwować wycieczkę, podczas której rano o wschodzie słońca można obserwować surykatki. Zwierzęta wychodzą, gdy robi się jasno, z systemu tuneli, który często jest zbudowany na wzgórzu.
Kiedy ostrożnie wychodzą ze swojej jaskini, najpierw uważnie rozglądają się, aby sprawdzić obszar pod kątem wrogów.
Stopniowo coraz więcej wychodzi ze swoich dziur, aż będzie ich wszystkich trzynaście. Piękny widok! Zwierzęta całkowicie ignorują obecność ludzi, nie są karmione i żyją w całkowicie naturalnym środowisku. Doświadczenie, którego nie możesz przegapić, jeśli jesteś w pobliżu Oudtshoorn.
Z Oudtshoorn kierujemy się na przełęcz Swartberg w kierunku Karoo NP. W ostatnich dniach pogoda się zmieniła. Temperatura ledwo przekracza 15 stopni, jest szaro, a z gęstych chmur czasami pada deszcz. Jesień w Republice Południowej Afryki. Nie zrażamy się jednak i wjeżdżamy na przełęcz Swartbergs. Już niedługo jedziemy pośród mgły/chmur, którym czasami towarzyszą także opady atmosferyczne.
Przełęcz Swartberg
Na górze niestety nic nie widać, tylko szarość.
Znów schodzimy żebrowaną drogą szutrową i nagle się przejaśnia... co za rewelacja. Przed nami górski krajobraz, za który można umrzeć. Piękne widoki i formacje skalne. Linie/płytki w skałach biegną prosto przez siebie. Wow, schodzimy dalej i wchodzimy do niesamowicie pięknego wąwozu, który przypomina nam marokański wąwóz Todra.
Karo NP
Jedziemy nieco bardziej na północny wschód i odwiedzamy Park Narodowy Karoo w pobliżu Beaufort West. Podobnie jak w wielu Parkach Narodowych SAN, wszystko jest doskonale zorganizowane. Nocujemy (obowiązkowo) na towarzyszącym kempingu za równowartość około 17 euro. Uważamy, że jest to więcej niż rozsądne, biorąc pod uwagę bogate wyposażenie i ich konserwację.
W pobliżu recepcji znajduje się park skamieniałości, w którym zgromadzono szereg znalezisk z okolicy. Po raz kolejny jesteśmy zdumieni historią ziemi i małymi tymczasowymi istotami, którymi jesteśmy.
Sam park zapiera dech w piersiach, widzieliśmy wiele zwierząt, w tym gemsbok, springbok, koziorożec, kudu, zebrę i (dzikie) strusie.
Największą atrakcją jest jednak ogromny czarny orzeł lecący tam i z powrotem do swojego gniazda w dolinie. Wow, co za rozpiętość skrzydeł.
Wybieramy trasę 4×4 z własnym napędem, która nie jest zbyt techniczna. Jest poza sezonem, więc jest niewiele ludzi, ale nie bylibyśmy zaskoczeni, gdyby w bardziej ruchliwych porach nadal panowała cisza i spokój. Wystawiamy parkowi wysoką ocenę – pomimo braku kotów.
Jesteśmy teraz pod ogromnym wrażeniem Republiki Południowej Afryki. Wracamy na południowe wybrzeże, gdzie kontynuujemy nasze przygody. Piszemy o tym w trzecim blogu o Republice Południowej Afryki.