Śledź nas na:

Po spędzeniu większości czasu w przybrzeżnych regionach... Republika Południowej Afryki a po odwiedzeniu wielu atrakcji turystycznych udamy się teraz nieco bardziej w głąb lądu, aby dowiedzieć się więcej o zwyczajach i kulturze Republiki Południowej Afryki. To lądowanie w Republice Południowej Afryki, część 4!

Jak już do tego przywykłeś, zaczynasz teraz ponownie oglądać wideo.

Uwaga: szukasz naszych poprzednich historii i filmów z podróży po Republice Południowej Afryki i sąsiednich krajach? Następnie przejdź do ta strona.

1. Orania

Znajomy poinformował nas o holenderskim filmie dokumentalnym (Linia frontu, Bram Vermeulen), który był ostatnio w holenderskiej telewizji, o wsi Orania. Byliśmy wystarczająco zainteresowani, aby odwiedzić.

Orania to wieś licząca około 2500 mieszkańców, położona dość centralnie w Republice Południowej Afryki. Najbliższa okolica składa się z nierównych równin z kilkoma górami/wzgórzami tu i ówdzie. Ta środkowa część Republiki Południowej Afryki jest słabo zaludniona, a pomiędzy kilkoma wioskami czasami nie ma nieskończonej nicości.

Tu i ówdzie rolnik, który zarządza wieloma dziesiątkami tysięcy hektarów.

Orania to wioska, w której można żyć tylko po spełnieniu określonych warunków. Trzeba być Afrykanerem, mówić po afrikaans, być chrześcijaninem i praktykować kulturę afrykańską. To drugie oznacza, że ​​posiadanie kolorowego koloru skóry jest tematem tabu. 

We wsi znajduje się 12 kościołów chrześcijańskich, wystarczające wykształcenie ogólne, a nawet wyższa szkoła rolnicza i techniczna. Nie ma policji kontrolowanej przez państwo. Mają własną służbę bezpieczeństwa. Ludzie wolą robić wszystko sami, wytwarzać własny prąd i oczyszczać wodę. Nie, nie ma tu żadnego zaangażowania rządu centralnego.

Na dodatek mają własne (papierowe) pieniądze, równe random afrykańskim. Pieniądze można płacić tylko w Oranii.

Życzliwość we wsi jest bardzo uderzająca. Wybieramy spacer i wszyscy do nas machają. (Najwyraźniej mamy ze sobą swój kolor skóry).

Trafiamy do punktu informacyjnego, gdzie oferujemy bezpłatną wycieczkę vanem po wsi. 

Przewodnik już w pierwszym zdaniu daje do zrozumienia, że ​​nie czuje się rasistą. 

Z entuzjazmem opowiada także o wiosce i sposobie życia. Bez końca powtarza sukces systemu i to, jak szczęśliwi są ludzie.

We wsi i wokół niej trwają prace budowlane, nowi mieszkańcy „stoją w kolejce” po działkę. Następnie musisz zostać zatwierdzony przez komisję rekrutacyjną.

Zadajemy sobie pytanie, czy jesteśmy zainteresowani i/lub w ogóle chcielibyśmy tu mieszkać. Ale wniosek nasuwa się szybko: nie spełniliśmy warunków, ale zdobyliśmy ogromne doświadczenie!

Po powrocie na kemping spotykamy tamtejszych sąsiadów. Małżeństwo emerytów z Johannesburga, gdzie mieszkają na całkowicie bezpiecznym osiedlu. Ledwo mają odwagę wyjść do miasta i czują się zamknięci jak w więzieniu. Chcieliby mieszkać w Oranii, ale nie mogą się dostać, ponieważ mężczyzna nie mówi wystarczająco dużo po afrikaans. Jest pochodzenia irlandzkiego.

Widok na wieś
Zasady
Własne banknoty

2. Orania, Bloemfontein w kierunku Lesotho 

Z Oranii wracamy drogami do Bloemfontijn, jednego z większych miast. Po drodze, na długich prostych drogach, widzimy różnorodne tereny rolnicze i nierówne, po których często poruszają się tylko krowy mamki lub owce. Zwykle jest to lekko pagórkowaty krajobraz z kilkoma wyższymi górami w oddali.

Widzimy także kilkudziesięciohektarową działkę porośniętą pekanami. Orzechy zniknęły. Teraz są zajęci sprzątaniem magazynu. Ostatnie liście są strząsane z drzew za traktorem za pomocą czegoś w rodzaju maszyny wibracyjnej, po czym liście są usuwane.

Ilustracja okrągłych działek
Ogromne systemy tryskaczowe

Wykorzystujemy Bloemfontein do załatwiania praktycznych spraw w sklepie kempingowym. Potrzebujemy nowej butli z gazem i zastanawiamy się nad modernizacją naszych hamulców. Bardzo cierpią z powodu dużej masy kampera, zwłaszcza na obszarach górskich.

Bloemfontein to dość duże miasto. Im dalej jedziemy na wschód, tym częściej zauważamy, że populacja jest w przeważającej mierze kolorowa. W Western Cape wciąż widzieliśmy wioski, w których biali mieli przewagę. Wraz ze wzrostem populacji kolorowej widać także wzrost liczby mieszkańców miast, żebraków i innych form ubóstwa. 

3. Soweto

Nasza historia ma ciąg dalszy w Johannesburgu, a raczej w ogromnym pobliskim miasteczku Soweto. Soweto, miasto, w którym żyje dziś około 1,2 miliona ludzi, głównie kolorowych, zostało założone pod koniec XIX wieku. Mieszkańcy pracowali wówczas w sąsiadujących kopalniach złota.

Miasteczko znane jest z powstania, które miało miejsce w 1976 roku w czasach apartheidu. To smutna, ale wymowna historia grupy uczniów, którzy wyszli na ulice, ponieważ nie zgadzali się z obowiązkowym językiem afrykańskim, w którym ich uczono.

Protest zakończył się starciami z policjantami strzelającymi z ostrej amunicji.

Soweto to także dzielnica, w której urodził się i mieszkał przez długi czas Nelson Mandela i działacz na rzecz apartheidu Desmond Tutu.

Jedziemy taksówką Uber do dzielnicy, gdzie umówiliśmy się na spotkanie z przewodnikiem. Przewodnik opowiada nam historię powstania wokół muzeum, którego historię wyjaśniają liczne ryciny, zdjęcia i inne wspomnienia. Ciekawy. 

Z przewodnikiem bierzemy lokalną taksówkę i jedziemy na ulicę, na której urodzili się Nelson Mandela i Desmond Tutu.

Odwiedzamy tutaj dawny dom Nelsona Mandeli, którego nie uznaliśmy za warty odwiedzenia pomimo wpływu tego człowieka i jego przeszłości.

Dotyczy to również słynnej ulicy Vilakazi, która została przekształcona w atrakcję turystyczną. Tutaj miejscowi próbują wszystkiego, aby wyłudzić trochę pieniędzy od gości, w większości białych. 

Historia robi wrażenie, a mimo to zdecydowanie warto odwiedzić Soweto.

Hectora Petersona
W muzeum
Wyjaśnienie
Ranny chłopiec podczas protestu

4. Przełęcz Sani

Po kilkumiesięcznej przerwie jedziemy dalej z Johannesburga przez Lesotho w stronę Gór Smoczych. Przełęcz Sani to znane na całym świecie przejście graniczne pomiędzy Lesotho a Republiką Południowej Afryki. Słynie ze złej ścieżki, wielu zakrętów, ale także pięknych widoków w przytłaczającym krajobrazie.

Co zaskakujące, część po stronie Lesotho jest ładnie asfaltowana, ale w części południowoafrykańskiej potrzebny jest przynajmniej napęd na 4 koła i wystarczająca ilość wolnego miejsca.

Na górze, gdzie znajduje się także przejście graniczne Lesotho, na wysokości 2876 metrów znajduje się „Najwyższy pub Afryki”.

Zjazd zapiera dech w piersiach i właściwie odbywa się na ziemi niczyjej, gdyż południowoafrykański posterunek graniczny położony jest u podnóża gór. Jedziemy razem z parą angielskich obcokrajowców, Ianem i Catherine.

Od strony Afryki Południowej dla turystów organizowane są wycieczki minibusami.

Przełęcz Sani 1
Przełęcz Sani 2
Przełęcz Sani 3
Welkom

5. Smocza Góra 

Z przełęczy Sani docieramy do wioski Underberg, gdzie wszystko jest typowo południowoafrykańskie. Zakupy robimy w dobrze zaopatrzonym, nowoczesnym Spar, aby przetrwać chociaż jeden dzień w Drakensberg.

Góra Smocza to rozległy obszar górski znany z wysokich klifów i wyjątkowej różnorodności biologicznej przeplatanej pagórkami. Co więcej, jest to obiekt wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jesteśmy tam na początku lata (listopad), więc możemy cieszyć się świeżą zielenią i świeżymi kwiatami.

6. Zamek Gigantów (Smocza Góra)

Odwiedzamy Góry Smocze w trzech różnych miejscach, gdzie robimy spacery.

Pierwszy przystanek znajduje się w Giants Castle. Spacer, który tam wybierzemy, nie jest do końca udany…

Początkowo wspinamy się na wysokość około 500 metrów. Ale niebo, które początkowo jest czyste i błękitne, szybko zmienia się w czarne jak smoła chmury burzowe. Opcja jest tylko jedna… zawrócić jak najszybciej i wrócić do kampera.

Ale jest już za późno... Z nieba leje się deszcz i grad. Co więcej, kompleks burzowy znajduje się bezpośrednio nad nami, więc między błyskiem a ogłuszającym trzaskiem nie ma czasu. Nie ma gdzie się ukryć.

Dlatego bardzo się cieszymy, że znów dotarliśmy do kampera w jednym kawałku, ale jak utopione koty.

Przeprawa przez rzekę
Spacer po Zamku Gigantów
W stronę Wielkiego Zamku

7. Szczyt Katedralny (Drakensbergen)

Miejsce, które zdecydowanie warto odwiedzić będąc w okolicy. Takie przytłaczające przeżycie, strome skalne ściany przeplatane pagórkowatymi krajobrazami i wijącymi się rzekami. Robimy kilka krótszych spacerów, robimy zdjęcia i pływamy w basenach skalnych. Niestety duża liczba różnych ptaków jest trudna do sfotografowania. Spacer na szczyt wysokiej katedry zajmie Ci z łatwością około 11 godzin. Na razie z tego zrezygnujemy, biorąc pod uwagę nasze doświadczenia z poprzedniego dnia.

Krajobraz
Danie główne
Rockpoole
Kwiatowy blask

8. Wodospad i wąwóz Tugela (Drakensbergen)

Ostatni przystanek na Górze Smoczej znajduje się w pobliżu rzeki Tugela, gdzie znajduje się najwyższy wodospad na świecie i można go (częściowo) obejrzeć z imponującego wąwozu.

Trasa tam nie jest specjalnie trudna i liczy około 7 km. Po drodze zawsze masz przed sobą „amfiteatr”, czyli ogromną ścianę skalną, z której ostatecznie wypływa wodospad. Kiedy docieramy do wąwozu, na chwilę uciszają nas imponujące wysokie ściany skalne. Zjadamy kanapkę, a następnie dość stromo wspinamy się po skalnej ścianie, skąd mamy piękny widok na wodospad. Wodospad wysoki na prawie kilometr jest trudny do uchwycenia aparatem, a poza tym było dość pochmurno. Jednak gołym okiem był to niesamowity widok.

Zasady po drodze
Dżungla
Czasem drabiny
Wysoki
Rzeka Tugela 1
Rzeka Tugela 2

9. Park Narodowy Hluhluwe-Imfolozi

Kierujemy się na wschód, prosto przez KwaZulu-Natal, słynną niegdyś prowincję, w której do dziś żyją głównie Zulusi. Bogata w tradycję.

Decydujemy się jechać prosto przez województwo i omijać autostradę. Po drodze widzimy dużą produkcję drzew eukaliptusowych. Długie, proste drzewa są wykorzystywane do wielu zastosowań.

Na pole namiotowe przy NP dojeżdżamy, gdy jest już ciemno. Nie jest to nasz zwyczaj, ale przejażdżka była trochę rozczarowująca.

W każdym razie następnego ranka budzimy się z pięknym widokiem na park.

Po tym jak zostawiliśmy nasze dane sympatycznym paniom przy wejściu, przygoda może się rozpocząć. Słonie, żyrafy, guźce i mnóstwo zebr. Przez chwilę słoń podchodzi tak blisko samochodu... byle nie uderzyć go tą ogromną trąbą.

W średniej wielkości parku są też lwy, ale niestety nie udało nam się ich dostrzec. Gdybyśmy spędzili trochę więcej czasu, prawdopodobnie byłoby to możliwe, ale nie będzie to nasz ostatni park.

Ponadto park znany jest z ochrony nosorożca białego. Zwierzę, które bezwzględnie potrzebuje ochrony, aby uchronić je przed wyginięciem. Udało nam się dostrzec cztery z dużej odległości.

W parku żyje wiele, wiele zwierząt, w tym „wielka piątka”. 

Spędź noc w pobliżu NP
Bawół
Guziec
Młoda impala
Stado słoni

10. Nurkowanie w Sodwanie…albo i nie 

Nieco dalej na północ na wybrzeżu leży chroniony park „mokradeł” iSimangaliso. Oprócz wielu zwierząt, które można tu spotkać, znajdują się tu dwa większe miejsca, które przyciągają całkiem sporo (krajowych) turystów: Saint Lucia z powiązanym z nią Cape Vidal i Sodwana. W obu zostajemy na jedną noc. Sodwana przykuła naszą uwagę ze względu na doskonałe możliwości nurkowania.

O godzinie 7 Cor melduje się w szkole nurkowania, po czym ruszamy na plażę. Grietje również przychodzi, żeby popatrzeć. Ponieważ do zwodowania łodzi trzeba jeszcze przygotować traktor, wszystko trwa trochę dłużej.

Wiatr wieje mocno, bardzo mocno!

Do wody wchodzimy za pomocą traktora, który wpycha nas do wody z plaży. Natychmiast rzucają nas na wszystkie strony ogromne fale.

Kapitan próbuje znaleźć dobry kurs w wodzie, ale musi w tym celu przepłynąć kilka okrążeń. I tak, wtedy płyniemy na pełne morze. Początkowo prosto w stronę fal. Są wysokie jak niebo... jeśli popłyniemy na czele takiej fali, powstanie głęboka dziura, w którą wpadniemy.

Ale potem zaczynają się… nudności… i jest coraz gorzej. Mam nadzieję, że to zniknie.

Cor postanawia założyć płetwy i założyć okulary do nurkowania na nos. A potem usiądziecie wygodnie… razem z instruktorem.

Ale niestety, całkowicie zdezorientowany i bezsilny, nie jest w stanie dotrzeć do głębi.

Cor ma tylko jedno życzenie… stabilizacji pod stopami tak szybko, jak to możliwe.

Po powrocie na łódź zawartość żołądka wypływa pełnymi łykami.

Nieco później Cor leży jak martwa ryba wyrzucona na plażę, dochodząc do siebie po czymś, co na razie nie będzie już ponownie przedmiotem obrad.

Plaża w Sodwanie
Łódź
Do wody

11. Trasa panoramiczna

Naszą uwagę przyciąga także „trasa panoramiczna”, opisywana w wielu magazynach podróżniczych. Po około 6 dniach pobytu w Eswatini wznawiamy naszą podróż po Afryce Południowej w Nelspruit, czyli dzisiejszej Mbombela. W tym dużym mieście uzupełniamy zapasy, ale jesteśmy bardzo szczęśliwi, że możemy znów odpocząć od zgiełku.

W kierunku Graskop – bo tam zaczyna się trasa panoramiczna – wybieramy alternatywną trasę przez góry, gdzie jesteśmy świadkami ogromnej produkcji drewna. W pagórkowatym krajobrazie widzimy lasy sosnowe w różnym wieku, z okazjonalnymi zakładami przetwórstwa.

Po kolejnym spacerze po basenach MacMac trafiamy na kemping, gdzie na skraju wysokiego klifu znajduje się basen. Unikalny!

Jedziemy dalej trasą, która w wielu miejscach obejmuje wodospady i widoki. Większość miejsc pobiera opłatę za wstęp do odwiedzenia takiego miejsca. Autobusy pełne turystów są holowane od najważniejszego wydarzenia do najważniejszego. God's Window, The Three Rondavels i Bourke's Luck Potholes to nazwy, które wciąż widzisz.

Ponieważ zazwyczaj szukamy wyjątkowych miejsc na świecie, to nie nasza bajka. 

Kemping na trasie panoramicznej
W drodze do Graskopu
Na trasie panoramicznej

To, co przykuwa naszą uwagę, to spacer po kanionie Blyde. Trasę można mniej więcej ułożyć samodzielnie i jest dobrze oznakowana. 

Schodzimy powoli do wąwozu i stąd mamy piękny widok na proste skalne ściany i za nimi „Trzy Rondavels”. Powoli wspinamy się z powrotem w górę dopływem i wąwozem. Ale och, jak pięknie, prosto przez gęste lasy, a na dodatek kilka basenów skalnych i wodospadów, w których lubimy pływać.

Co za impreza!

Ten spacer z pewnością znajdzie się w naszym TOP 10.

Trzech Rondavelów
Oznaczenie trasy
Rzeka Blyde
Stoneman
Wodospad
Miejsce do pływania

12. Park Narodowy Krugera

Ostatnim punktem naszej lądowej podróży po Republice Południowej Afryki będzie wizyta w Parku Krugera. Jeden z najbardziej cenionych parków narodowych na świecie. Dajemy się zaskoczyć... Byliśmy tu jakieś 25 lat temu, ale podróż, którą wtedy odbyliśmy, była tak ulotna, że ​​ledwo ją pamiętamy.

W parku o wymiarach około 300 na 60 kilometrów (połowa Holandii) kierujemy się na północ od wejścia do Punda Maria. Pierwszej nocy obozujemy przy tym wejściu. Dziki kemping nie wchodzi w grę w Kruger. Niedozwolony.

Jeśli chodzi o nas, kemping jest w porządku. Następnego dnia powoli schodzimy na południe. 

W Parku Krugera wszystko jest dobrze zorganizowane, rezerwaty, pola namiotowe, ale także drogi i oznakowanie są na najwyższym poziomie.

Ogromna przestrzeń robi wrażenie, nie ma końca. A do tego mnóstwo zwierząt, to jest niesamowite. Ściskamy sobie ramiona, żeby upewnić się, że nie śnimy.

Gdzieś na moście nad rzeką Olifants mamy jeden z najpiękniejszych widoków wszechczasów. Podczas gdy rzeka wije się pod nami wieloma mini rzekami, niemal na pierwszy rzut oka możemy zobaczyć krokodyle, zebry, gnu, hipopotamy, słonie, żyrafy, impale, kudu, kozły wodne, żółwie i niezliczone ptactwo.

Wyjazd na safari to fantastyczne przeżycie. Oprócz dostrzeżenia wielu pospolitych zwierząt, dostrzeżenie rzadszych zwierząt zawsze stanowi wyzwanie. Bardzo się cieszą, gdy widzimy miodożera lub lamparta. Ale lwy i gepardy są również mile widzianą niespodzianką.

W chwili pisania tego tekstu widzieliśmy wszystkie popularne zwierzęta z wyjątkiem lamparta. Szukamy dalej!

Nijala
Czaszka bawoła
Dzioborożec południowy
Hipopotam

Pomiędzy Satara i Lower Sabie specjalnie szukaliśmy lwów, ale jak to często bywa... żadnych lwów, coś innego!

W pobliżu rzeki znajdujemy kozła leżącego na boku. Jego nogi nadal trochę się poruszają, podobnie jak ogon. Ale poza tym dość nieruchomo. Nasz wniosek: chory, ostatnie konwulsje i oczekiwanie na śmierć. W tym samym czasie krokodyl powoli wypełza z wody. Idzie do prawie martwego waterbucka. Spokojnie bierze jedną z nóg do swoich wielkich ust, lekko ją ciągnie, ale w końcu zostawia kozła i wraca do wody. Prawdopodobnie za duży.

Croc
Waterbuck z krokodylem

W kurorcie Dolne Sabie i drodze do niego zaczynamy rozumieć, co oznacza tu turystyka masowa. Droga wzdłuż rzeki Sabie z widokami i dziką przyrodą jest piękna. Ale to przeskakiwanie z punktu widzenia do punktu widzenia. Zajęty, zajęty, zajęty! Wtedy ośrodek wygląda bardziej jak Center Parc. Bungalowy, restauracje i wszystko duże i przestronne. Czysto i schludnie. Widok na rzekę jest przytłaczający. Spędzają tam wakacje rodziny z dziećmi, zarówno południowoafrykańskie, jak i zagraniczne.

Cieszymy się tym obiektem przez jakiś czas, ale potem szybko przenosimy się do spokojniejszych miejsc.

Wokół Sabiego

Republika Południowej Afryki, nasz wniosek 

Łącznie Lesoto i Eswatini spędziliśmy 102 dni w Afryce Południowej. Taki duży kraj, tyle do zobaczenia i tyle do przeżycia.

Świetnie się tam bawiliśmy. Dokonujemy porównania z krajami Afryki Zachodniej, które odwiedziliśmy. W tym sensie jest to powrót do „zachodniego” świata. 

Nasza wizyta w tym kraju polegała głównie na odkrywaniu wspaniałej przyrody (cudów), która zdawała się nie mieć końca. Warto odwiedzić piękne wybrzeże i fantastyczne parki narodowe. Naprawdę doceniliśmy nawet miejsca przepełnione turystami.

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, niestety musimy stwierdzić – mimo że nie tak łatwo nas przestraszyć – że jest to problem. Branża bezpieczeństwa to jedna z największych branż w kraju, która daje do myślenia!

Kompletne obszary mieszkalne, silnie ogrodzone i mocno zabezpieczone, dają mieszkańcom poczucie komfortu, o którym nigdy nie powinniśmy myśleć.

A potem apartheid z przeszłości. Naszym zdaniem blizny jeszcze nie zniknęły. Większość firm nadal jest prowadzona przez białych ludzi, a prace na podłodze wykonują czarni. Ludzie próbują zmniejszyć różnice, ale raz po raz odkrywają, że to długa droga. Uważamy jednak, że zdecydowana większość populacji doświadcza pewnego stopnia szczęścia.

    Rzeka Sabi

    Więcej Republiki Południowej Afryki?

    Idź do celu